Data publikacji: 25.11.2020
Dłonie same zaciskają się w pięści, a do oczu cisną się łzy. Zadry już nie ma. Odeszła tak, jak się pojawiła – niespodziewanie, nagle, pod osłoną nocy.
Gdy do nas trafiła – obawialiśmy się, że nie przeżyje lekkiego znieczulenia, niezbędnego do oczyszczenia rany. Że jej serduszko się zatrzyma, a my ze smutkiem pokiwamy głowami i stwierdzimy, że nic nie można było zrobić. Później baliśmy się, że kotka się nie wybudzi. Następnie – że nie przeżyje pierwszej nocy. Z każdym dniem, z każdą nocą nasz strach malał. Zadra jadła, interesowała się otoczeniem, nabierała sił, okazując nam zaufanie i sympatię…
Ledwo zakiełkowała w nas wielka nadzieja, ledwo lekarze zaczęli mówić, że najgorsza niepewność minęła, że Zadra będzie żyła – ona odeszła. Chociaż wyniki krwi miała lepsze niż większość kotów, które do nas trafiają. Chociaż wola życia była w niej ogromna. Chociaż Zadra chciała żyć, chciała być głaskana, chciała być z człowiekiem – jej już nie ma.
Nasze Panie Doktor zrobiły sekcję. Przyczyną śmierci był krwiak około-czaszkowy, który pękł. Nie możemy pogodzić się ze śmiercią koteczki. Jest nam przykro, jesteśmy rozżaleni i źli na niesprawiedliwość losu. Patrzymy otępiali na jej pusty boks, szukając wzrokiem bezbronnej kruszynki. Nie spodziewaliśmy się takiego biegu wydarzeń. Nie po ponad tygodniu.
Żegnaj, Zadro. Żegnaj, dzielna wojowniczko. Ogromnie nam przykro – to nie była uczciwa walka.