W poniedziałek byliśmy z Peri i Karmelkiem u okulisty w Warszawie. U Peri chcieliśmy się upewnić, czy może ona nie urodziła się z nie do końca wykształconym oczkami, chcieliśmy sprawdzić czy może tam, za tymi zrośniętymi powiekami nie ma oczek, które można by odsłonić. Wiemy, że jesteśmy jak tonący chwytający się brzytwy, lecz wiecie, kot nie dość że chodzić za bardzo nie może to jeszcze do tego nie widzi… No i co się okazało? Oczy były kiedyś wykształcone, lecz ich nie ma, widoczne są ich szczątki w oczodołach. Nie ma więc czego szukać za bliznami. Nie ma co narażać kota na niepotrzebny stres i ból.
A Karmelek? Pojechaliśmy po opinię drugiego specjalisty, gdyż mieliśmy wątpliwości czy warto narażać go na operację. Czy brzydko mówiąc „gra jest warta świeczki”
I tak: lewe oko Karmelka pozwala mu widzieć w około 15-20% i operowanie tego narządu wiąże się z ryzykiem utraty tego co mamy, czyli tych naszych 15%. Więc robić tego nie będziemy. Natomiast na prawe oko, kotek nie widzi wcale, gdyż jest całkowicie zrośnięte, więc teoretycznie nie mamy nic do stracenia. Lecz i jego teraz nie będziemy operować, ponieważ u młodych kotów, a do tego nosicieli wirusa Herpes, prawdopodobieństwo ponownego zrostu jest bardzo duże. Można spróbować to zrobić najwcześniej za pół roku, jeśli ogólny stan kota się poprawi.