Na początku czerwca dostaliśmy list od Mamy Erniego:
„Dzień dobry. Przesyłamy zaległe życzenia, wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Dziecka dla wszystkich ludzkich i kocich dzieci.
Czy macie pojęcie, że nasz najmłodszy koci mieszkaniec właśnie w Dzień Dziecka obchodził swoje pierwsze urodziny? Taką właśnie datę wpisała mu Pani Lidka w książeczkę zdrowia.
Jak zapewne pamiętacie Erni przyjechał do naszego domu (wówczas – tymczasowego) pod koniec lipca 2018, jako mała czarno-brązowa, półkilowa chudzina. Wystraszony, zestresowany z wielkimi oczyskami syczał na nas groźnie. Był jeszcze w trakcie kwarantanny, dlatego zamieszkał w klatce. Ukrył się w pudełku po butach i tak podglądał, co będzie dalej.
A dalej był już tylko lepiej. Pokochaliśmy go wszyscy, a najbardziej nasz Miki, który nosił go w pysku, mył go, spał z nim w jego klatce. Uczył Erniego, że ludzie służą do głaskania, że ich łóżko to najlepsza miejscówka do spania, że Szałwia wcale nie jest taką jędzą, że nie trzeba bać się wszystkich, którzy odwiedzają nasz dom, że „potwora z szafy” (odkurzacza) lepiej unikać. Rósł tak sobie ten maciupeńki Straszek otoczony miłością przez dwa koty i ich personel oraz ciocie z fundacji. Erni od początku wiedział, że jego dom tymczasowy wcale nie jest tymczasowy tylko stały. Na wszelki wypadek jednak postanowił ciotki z fundacji omijać z daleka. A nuż przyjdzie im do głowy szukać mu domu, skoro on już go ma. Lato minęło, a Erni jadł i piękniał. Jego futerko zmieniło się na błyszczące i czarne, jego waga zwiększyła się czterokrotnie. Rósł w oczach, rozrabiał z Mikim i Szałwią. Pokochał nas bezwarunkowo. Obdarowywał nas „barankami”, brany na ręce i do łóżka mruczał jak betoniarka. Tak jest do dzisiaj. Kiedy nadszedł wrzesień i przyszła pora zdecydować, co dalej począć mój mąż podjął męską decyzję, że nie odda Ernisia do „domu dziecka” (czyli Mruczarni) i adoptował go osobiście. W ten sposób kotek ,który przyszedł na chwilę został na zawsze.
Jaki jest Erni?
Wesoły, psotny, ciekawski, najmądrzejszy z trójki naszych kotów (teraz rozumiem czarownice, że wybierały czarne koty), potrafi komunikować się na swój sposób, rozumie wiele poleceń: gdzie jest wędka, przynieś zabaweczkę. Ulubiona jego zabawa to w „a kuku”. Jedno z nas chowa się za ścianą, za którą stoi Erniś i wychyla się wołając „a kuku”. Erni wtedy cały uradowany odpowiada po kociemu. Pcha się na ręce, kolana, do łóżka, na bufety, kuchenkę, do zmywarki, na stół, do wazonu z kwiatkami, buty Michała, pod prysznic. Jednym słowem – wszędzie. Uwielbia bieganie z Mikusiem o 4 nad ranem, łapoczyny z Ciciunią, mizianie po brzuszku, nawet obcinanie pazurków znosi w godnością. Nadal pozostał nieufny wobec nieznajomych (zwłaszcza kobiet) i jako jedyny bardzo boi się psa naszych sąsiadów – Mila.
Jesteśmy dumni, że ten mały Straszek wybrał właśnie nas.
Pozdrawiamy i miziamy wszystkich podopiecznych Mruczarni oraz ich wierny Personel
Brygada SME i ich Poddani.”
Dziękujemy i również Was pozdrawiamy. <3
Data publikacji: 10.06.2019