Tajga znalazła swój domek, a oto jej historia…
Dzień dobry, jestem Tajga. Kiedyś miałam domek, miłość i ciepło. Ludzie nauczyli mnie, że warto im ufać, że miło się tulić i patrzeć sobie w oczy. Umiem zamiauczeć, pomruczeć i przemaszerować między Waszymi nóżkami… Niby dużo i wszystko to mam w małym pazurku, lecz umiejętności te okazały się zupełnie bezużyteczne, gdy nagle wylądowałam w lesie. Tam drzewa nie chciały mnie miziać, były obojętne na mruczanki i ocieranie. Szukałam domku. Mojego Człowieka. Węszyłam, wypatrywałam, a wszędzie tylko te pnie i liście. Szłam coraz szybciej i szybciej. Im bardziej byłam zmęczona – tym szybciej szłam. Wszystko było tak bardzo obce i przerażające! Nic nie pachniało człowiekiem! Pędziłam na oślep, aż wylądowałam w końcu w kłujących krzakach. Pajęczyny oblepiły mi oczy i wąsy, próbowałam się wyzwolić, by lecieć dalej, gdy nagle usłyszałam szczekanie! Psy szczekają, a psy często mają blisko swoich ludzi! Wystrzeliłam jak z armaty, dopadłam go, mruczałam na cały brzuch, ocierałam się o te psie łaputy, tak drogie mi niespodziewanie i upragnione. Czułam, że Azorek nie był zbyt szczęśliwy, ale ja byłam! On pachniał psem, ale i człowiekiem! Człowiekiem!!
Tajgę znaleziono w lesie. Ma około dwóch – trzech lat. Uwielbia, gdy ją nosimy na rękach, wtula się w szyję i mruczy wniebowzięta. Mizianie, głaskanie i wszystko, co ludzkie jest drogie jej sercu. Gorzej dogaduje się z kotami. Nie lubi, gdy inne futerkowce podchodzą zbyt blisko, woli zachować dystans. Nie zauważyłyśmy jednak, by kogoś atakowała. Ona ma swoją granicę i póki nikt jej nie przekracza – mała jest spokojna i szczęśliwa.