Skarpeci udało się znaleźć Swoich Ludzi i powędrowała do swojego nowego domku. A oto jej historia:
To będę mruczeć ja – Skarpecia. Będę szczera – los nie był dla mnie łaskawy. Doświadczyłam głodu, zimna i ludzkiej obojętności. Nie pamiętam już ile czasu się błąkałam. Musiało to trwać wiele dni, tygodni, miesiący… Pojawiłam się nagle w stadzie kotów wolno żyjących – wychudzona, brudna, w zaawansowanej ciąży. I wtedy Pomógł mi dobry człowiek – zabrał na sterylizację aborcyjną a potem do swojego domu. Spędziłam tam kilka dni, a potem przyjechałam do Łodzi do fundacji. I choć dobrze mi tu, to tęsknię za człowiekiem – takim tylko na wyłączność. Bo ja uwielbiam te wszystkie głaski, mizianki, drapanie za uchem. Pokazuję wtedy swój smukły brzuszek i wysyłam kocio sygnały o więcej. Ciocie mówią, że dom czyni cuda. A ja bardzo, ale to bardzo go potrzebuję. Ta cała tułaczka odcisnęła piętno na mojej urodzie. Futerko mi się przerzedziło, straciło blask, a tu i ówdzie widać kosteczki. Miałam obniżoną odporność. I z tego wszystkiego się pochorowałam. Tak na poważnie – bo aż ciocia Ania zabrała mnie do lecznicy. Miałam problemy z oddychaniem – to się nazywało zapalenie płuc. Tylko się nie martwcie – jestem już zdrowa. Dostawałam takie specjalne „cukierki”. No cóż… Wniosek z tego jeden, że trzeba na mnie chuchać i dmuchać. To jak człowieki – kto mi da domek? Kto lubi chuchanie, dmuchanie i ma dwie sprawne dłonie do głaskania?
Skarpecia jest drobną, filigranową kotką. Ma około 2 lat. Jest odrobaczona i zaszczepiona.