Nareszcie nadszedł wieczór po kolejnym upalnym dniu. Zmęczenie po całym tygodniu daje o sobie znać. Na szczęście jutro sobota, a przed nami kilka godzin upragnionego snu. Pakujemy się do rozgrzanego auta, zaparkowanego w pobliżu usychającego skweru. Pasy zapięte, okna opuszczone, kluczyk w stacyjce… gdy nagle słyszymy ten dźwięk. Dziecko płacze? Ale w pobliżu nikogo nie ma. Spoglądam na męża. On — na mnie. Widzę po jego oczach, że też to słyszał. Bez słowa wysiadam i idę w kierunku źródła rozpaczliwego kwilenia. Nic nie ma. Nic się nie rusza. Tylko krzaki i trawa, jakieś pogniecione puszki i wymięte chusteczki… Bzyczenie komarów… Staję zdezorientowana. I znowu… Ciche, skrzeczące, ni ludzkie ni zwierzęce dźwięki… Coraz cichsze… Darek wyprzedza mnie i zdecydowanie włazi w sam środek zieleni miejskiej. Z kłębowiska chaszczy dobiega jego głos: „Magda! Patrz.” Ona leży na boku, na jakiejś wymiętej gazecie. Nóżki ma wyciągnięte przed siebie, główkę ledwo trzyma uniesioną. Całą energię jaką ma pakuje w to swoje cichutkie kwilenie. Jakby wiedziała, że od tego zależy jej życie… Biorę ją ostrożnie na ręce, lecz ona nie przestaje płakać, przelewa się przez ręce. Żali się tak, że serce rozpada się na milion kawałków.
W domu najpierw się napiła, później troszkę zjadła, a na koniec, chociaż że zasnęła jak suseł, jej ciałko zaczęło żyć własnym życiem. Sabinka miała na sobie armię pcheł. A one miały na niej raj. Kąsały bez ustanku jej wycieńczone, bezbronne ciało. Wypijały z niej resztki życia. Zastosowaliśmy preparat przeciw pasożytom, który mieliśmy w domu. Ona spała tak mocno, że nawet nie reagowała, gdy skubaliśmy jej futerko wybierając zastępy robaszków. Skończyliśmy o czwartej nad ranem. Świtało.
Sabinka jest już podopieczną Fundacji. Zostanie u Magdy w domu tymczasowym do momentu, gdy znajdziemy dla niej domek stały. Przed nami wizyta w lecznicy. Mamy nadzieję, że koteczka jest zdrowa, tylko wycieńczona przez upał, pragnienie i pasożyty. Mamy nadzieję, że osoba, która ją porzuciła w tych chaszczach, potknie się na krzywym chodniku i stłucze sobie palec. Może i źle to o nas świadczy, ale nic na to nie poradzimy. Jesteśmy tylko ludźmi…
Prosimy, wspomóżcie naszą opiekę nad Sabinką
Będziemy bardzo wdzięczni za każdą złotóweczkę:
Fundacja Przytul Kota
ul. Kotarbińskiego 19 (jest to adres korespondencyjny, nie jest to adres Mruczarni)
91-163 Łódź
KRS: 0000582607
Konto: 92 1140 2004 0000 3102 7591 7098
IBAN: PL92 1140 2004 0000 3102 7591 7098
SWIFT: BREXPLPWMBK
PayPal: fundacja@przytulkota.pl
tytułem: darowizna dla Sabinki
*środki niewykorzystane na cel wskazany będą przeznaczone na cele statutowe. Dziękujemy!
Data publikacji: 4.08.2018