Madras znalazł swój jedyny, najwspanialszy, najkochańszy domek na zawsze i troskliwych Opiekunów tylko dla siebie 🙂 A oto jego historia:
” – Białe, przeszklone drzwi otwierają się i zamykają bez przerwy. Co chwilę pojawiają się w nich ludzie, którzy noszą torby pełne rzeczy pachnących znajomo: trochę łazienką a trochę kuchnią. Czuję, że się spieszą, są zdenerwowani i zmęczeni. Nie chcą tu być. Próbuję wśród tych wszystkich zapachów odnaleźć jakiś znajomy. Szukam woni mojego domku, mojego Pana. Ale nigdzie go nie ma. Zimno mi tu, drzwi szumią za każdym kolejnym człowiekiem, czuję intensywny zapach psa, który siedział tutaj kilkanaście minut wcześniej. Boję się. Jak to możliwe, że tu jestem? Gdzie moja podusia i ciepły dywanik?…”
Madrasa znaleźliśmy pod supermarketem. Kręcił się, to przysiadał, to wstawał, dreptał w miejscu i rozdzierająco płakał. Kocur nie uciekał, gdy go zabieraliśmy spod sklepu, był tylko smutny i zdezorientowany. Nadal jest. Zawieźliśmy go do weterynarza, który go zbadał, zaszczepił, odrobaczył i zaczipował.
Kocurek ma około półtora roku, jest drobnej budowy, ma bure, klasycznie pręgowane futerko. Z początku trochę nieufnie zagląda człowiekowi w oczy, jakby sprawdzał, czy nic mu nie grozi, ale po chwili zaczyna furkotać i trącać główką przyjazną dłoń. Burczy najpiękniej jak potrafi, zachęcając do dalszych mizianek. Nadstawia raz bródkę, raz uszko, a innym razem — plecki, żeby człowiek nie miał wątpliwości, czego pragnie kot.