Krecik

Do Krecika uśmiechnęło się szczęscie i znalazł dom! Oto jego historia…

Cześć, na imię mam Krecik. Trafiłem do Fundacji po tym, jak ktoś próbował mnie zastrzelić. Miałem szczęście – śrut zatrzymał się w udzie i nie uszkodził nic ważnego. Boleć – bolało, ale teraz, to już nawet czasem zapominam, która to była noga.

A najważniejsze, że tu gdzie teraz jestem, jestem bezpieczny. Nie dość, że nikt do mnie nie strzela, to jeszcze dostaję codziennie jedzenie, wodę i głaski. Jedyny kłopot jaki mam, to inne koty. Zdecydowanie wolę towarzystwo ludzi niż tak dużą ilość rozbrykanych kocich braci.

Moje poszarpane ucho to pamiątka po szalonej młodości, którą na szczęście mam już za sobą. Już nie muszę być ani waleczny, ani bitny ani bohaterski. Wcale nie chcę taki być. Wolę pokazywać brzuszek, mruczeć i przytulać się do miłych ludzi. A kiedy jakiś kot złowrogo na mnie patrzy – zajmuję bezpieczną pozycję za kanapą i przeczekuję, aż ochota na bitkę przejdzie koledze.

Czy ufam ludziom? Oczywiście że nie wszystkim i nie od razu. W końcu całe życie mieszkałem na dworze i musiałem się Was bać, by przeżyć. Ale jak już kogoś troszkę poznam i ten ktoś jest sympatyczny, mówi mi że jestem piękny, grzeczny i pachnący, to wiadomo że mu w końcu zaufam.

Podnoszę wtedy ogon i włączam mruczenie, pozwalam na głaski, drapanie za uszkiem i po brzuszku. Szczególnie tego ostatniego nigdy nie mam dość! A gdy już ten miły człowiek weźmie mnie na kolana – jestem w siódmym niebie! Wynalazłem nawet sposób na to, by głaszczący nie przestawał mnie głaskać ani na chwilę! Ale to tajemnica, którą pozna ten, kto mnie rozmizia 😉