Centrum handlowe Guliwer. Rozdajemy ulotki, naklejki, baloniki. Wyprasowani i uczesani, z uśmiechami na ustach, rozmawiamy z ludźmi, którzy kochają koty. Opowiadają nam o swoich futerkowych przyjaciołach. My opowiadamy o naszych, o naszej działalności i fundacyjnych marzeniach. Pracownicy sklepu też czasem podchodzą zaciekawieni naszym stoiskiem. A poza tym… my mamy cukierki.
No i tak od słowa do słowa, od człowieka do człowieka, dowiadujemy się, że w okolicy centrum handlowego, w którym jesteśmy, są dzikie koty. I niby nic takiego, mogą być, bo nie szkodzą nikomu. Ale jeden z nich jest ranny, ma coś na szyi, lecz nie wiadomo co to jest, bo nie daje do siebie podejść. Różne instytucje proszone o pomoc – mówią że nie mogą, nie mają podstaw do interwencji, że może ktoś inny pomoże… To może Wy byście poradzili co zrobić. Kogo poprosić…
Gdy odjeżdżaliśmy z Guliwera przed godziną 19, w samochodzie mieliśmy dwa z chyba trzech mieszkających tam kotów. Stan jednego z nich był bardzo niepokojący. Widoczna rana na szyi mieniła się przedziwnymi kolorami.
Gdy po 21 wyjeżdżaliśmy z lecznicy w samochodzie mieliśmy dwie kotki po kastracjach aborcyjnych. Jednej z nich usunięto sznurek zaplątany na szyi i wokół przedniej łapy. Sznurek od wędliny. Rany są dwie. Jedna w okolicy karku, druga po lewej stronie szyi. Sznurek ranił ciało kotki, wrastał, znowu ranił i znowu wrastał. Cierpienie? To chyba mało powiedziane.
Koty są w Mruczarni. Ta z ranami niestety będzie musiała posiedzieć troszkę z nami. Nie wiemy jak będzie się goiła. Niestety – bo jest dzika i się boi.
Data publikacji: 31.03.2019