Historia Łobuza

Historia Łobuza

Data publikacji: 25.11.2022

Doskonale wiecie, że niektóre adopcje mają bardzo smutny finał. 💔 Powrót do Mruczarni nigdy nie jest powodem do radości, ale śpimy spokojnie ze świadomością, że zwierzak nie trafił na ulicę. Chociaż porzucenie zwierzęcia jest działaniem wbrew prawu – niektóry ludzie nadal wybierają takie rozwiązanie. 🤬 Bez względu na to, że podpisali umowę adopcyjną, w której zobowiązali się do zwrotu zwierzęcia, jeżeli przestaną mieć możliwość sprawowania nad nim opieki. Bez względu na to, że mówią nam w oczy, że nigdy nie wyrzuciliby zwierzaka z domu i nazywają potworami tych, którzy takiego czynu się dopuszczają… 😡

Wyobraźcie sobie sytuację, kiedy do naszego gabinetu przychodzi ktoś sprawdzić, czy koci przybłęda nie ma chipa, a odczyt jednoznacznie pokazuje, że znajda jest fundacyjnym kotem. Trudno opisać skalę naszego zdenerwowania i rozżalenia – zapewne możecie się tego domyślać. 😿 Nie opisywaliśmy wcześniej historii jednego z naszych podopiecznych, ponieważ podjęliśmy kroki mające na celu wyciągnięcie konsekwencji wobec byłych opiekunów kocura i zależało nam na formalnym uregulowaniu jego statusu.

Znajdek został nazwany w nowym domu Łobuzem. Zapoznajcie się z jego historią, którą przesłał do nas za pośrednictwem Pani Kasi:

„Kochane Cioteczki, braciszkowie i siostrzyczki z Fundacji. 23 września minie rok odkąd zostałem przygarnięty przez nowych człowieków. Wcześniej niestety nie miałem szczęścia. Adoptowany, a po 3 latach wyrzucony z domu błąkałem się po ulicach. Przypadkiem trafiłem na podwórko, gdzie dwa człowieki zlitowały się nade mną: dokarmiały mnie i broniły przed innymi wolno żyjącymi kotami… Zorientowały się, że miałem kiedyś domek i postanowiły mnie złapać. Niestety, przez to co przeszedłem w domu i w ogóle, miałem problem z ponownym zaufaniem człowiekom. Ale te, które mnie dokarmiały uparły się i dopięły swego. Martwiły się o mnie bardzo, bo lato miało się ku końcowi. Bały się, że nie przetrwam na dworze zbliżających się pór roku. No i dzięki ich sprytowi dałem się złapać późną nocą. Byłem bardzo wystraszony. Okazało się, że w domu człowieków był inny kot. Jak ja się strasznie się bałem… Na początek zostałem ulokowany w łazience. Miałem posłanko, miseczkę z wodą, jedzeniem i kuwetę na wypadek gdybym ze strachu popuścił. Żebym się nie bał ciemności, od młodszego człowieka dostałem też lampkę nocną. Rano pojechaliśmy do weterynarza. Okazało się, że weterynarz to cioteczka z Fundacji. Szok i niedowierzanie. Miałem chipa, po którym zorientowała się, że byłem podopiecznym Fundacji. Człowiek, który latem mnie dokarmiał, aż się popłakał nad moją niedolą. Człowieki uzgodniły z cioteczką, że będę u nich przebywał na zasadzie DT, ale i tak już u nich zostanę, gdy tylko moja sytuacja prawna się wyklaruje. I tak zyskałem nowy domek, cudownych człowieków i starszego brata. Trochę to trwało zanim znów zaufałem i pokochałem. Ale wiecie co? Warto było. Mam teraz własne posłanko, misieczki i zabawki i mizianko. Przekonałem się, że dotyk człowieka nie boli. Uwielbiam mizianie za uszkiem i po gardziołku. Mogę się teraz wylegiwać na łóżku w pościeli, spać z braciszkiem, bawić się w chowanego, berka i ogrodnika (chociaż z tym ostatnim moja nowa Pańcia nie do końca jest zadowolona 😅) Brzuszek mam pełny, nic na głowę nie kapie… Jestem szczęściarzem. Ściskam Was mocno, przesyłam pozdrowienia od moich człowieków i braciszka. Łobuz”

Łobuz ma prawdziwą Rodzinę, która nie jest już jego domem tymczasowym, a domem stałym. 😻 Kochani, nie mamy słów, jak bardzo jesteśmy Wam wdzięczni. Za to, że nie byliście obojętni, że poruszył Was los kociaka, który nie dawał sobie rady na wolności. Za to, że przygarnęliście go do swojej Rodziny i daliście mu to, czego zabrakło w poprzednim domu: troskę, miłość i odpowiedzialną opiekę. 💞
Dziękujemy z całego serca.