Gucio doczekał sie i bryka już we własnym domu, a oto jego historia:
Gucio, gdy był kociątkiem, gdy był malutki i tłuściutki, niewątpliwie cieszył oko swojej pani lub pana. Może śmiesznie się bawił kulkami z papieru i przyjemnie było go przytulić do policzka, kiedy mruczał na cały regulator. Ktoś Gucia nauczył, że z człowiekiem jest miło, że na rękach jest fajnie, że przytulanie jest bardzo pożądaną czynnością. Niestety, nadszedł taki czas, kiedy Gucio musiał zniknąć. Nie wiemy, czy był kotem wychodzącym i odszedł za daleko, czy może ktoś się go pozbył, bo niekastrowany młodzieniec zaczął znaczyć swój teren. W każdym razie, po okresie miłości i troski nadszedł etap bezdomności, strachu i głodu. Oswojony, przytulaśny podrostek ma małe szanse na przeżycie na dworze. Nie wie gdzie szukać jedzenia, nie wie, że samochody są śmiertelnym zagrożeniem, nie umie znaleźć ciepłej i suchej kryjówki na zimne noce.
Gdy go znaleźliśmy był wycieńczony i chudy jak szczapka. Kosteczki na plecach sterczały, a futerko było tak rzadkie, że miejscami prześwitywała skóra. Rude chuchro przycupnęło za kołem samochodowym i udręczonymi oczami spoglądało na Magdę. Dziewczyna bez najmniejszego problemu zamknęła kota w transporterze i odwiozła do lecznicy. Gucio spędził na kroplówkach kilkanaście dni. Nie mieliśmy pewności czy przeżyje. Początkowo nie wiedzieliśmy nawet, czy on jest oswojony, czy może dziki, ale tak słaby, że się nie broni.
Gucio ma zdiagnozowane schorzenie o nazwie triaditis, czyli stan zapalny trzustki, jelit i dróg żółciowych. Ponieważ jest młody, mamy nadzieję, że się wyleczy. Możliwe że zmiany te są skutkiem długiego głodzenia. Gucio zgubił część futerka, lecz widać już, że w tych miejscach odrasta mu piękne, rude futro. Gucio codziennie dostaje leki, które zjada ukryte w smakołykach.
Kocurek jest miziakiem i przytulakiem. Można go nosić na rękach, głaskać gdzie popadnie, całować i szeptać mu do ucha niestworzone historie. Podekscytowany Gucio potrafi miauczeć i gruchać jednocześnie.