Fadi

Fadi bryka już w swoim nowym domku. A oto jego historia:

Jestem Fadi. Zobaczcie jaki jestem duży, wręcz prawie dorosły! Umiem już biegać tak szybko, jak Usain Bolt, skakać wysoko, jak pchełka, którą ciocia kiedyś nam do pokoju przyniosła i miauczeć tak pięknie, jak ten… no ten… kot. Lecz najważniejsze, co umiem, to słodkie oczka. Najprzydatniejsze i nieodzowne, by przetrwać w skomplikowanym świecie mojej cioci.

Bo gdy robię wyskok, najwspanialszy, bo najwyższy na jaki mnie stać i ląduję, dajmy na to – po drugiej stronie sofy, ciocia od razu źle na mnie patrzy, paluszkiem grozi i już się rozkręca, czerwienieje i chce zacząć głośno gadać, to ja wtedy szybciutko – cyk – słodkie oczka i ciocia jest moja. Rozluźniona, uśmiechnięta, leciutko bierze mnie na rączkę, tuli, coś tam mamrocze w moje futerko o niedobrym kotku ze złamaną nóżką, ale tak bez przekonania, bez frustracji czy gniewu… A ja jej mruczę i jest fajnie.

Ona mi codziennie tłumaczy, że się o mnie boi, że taki gapcio i fajtłapa, co to jeszcze mleko ma pod nosem, a takie akrobacje wyczynia. Że nie można tak wysoko, bo za wysoko, że wysokość jest zła. A ja wcale tego nie czuję. Tego strachu. Podejrzewam, że ciocia to ma zwyczajny lęk wysokości bidulka i chce bym ja też go miał. Ale ja jestem twardy niczym skała. Nie daję się zarazić tym lękiem, bo czuję że muszę, bo wysokość mnie pociąga. No to ciocia znowu lament, to ja znowu – cyk – słodkie oczka…

Fadi urodził się pod koniec maja. Jest zaszczepiony, ma czip i książeczkę zdrowia.