Borówka pojechała do domu!
A oto jej historia:
Jakiś czas temu pisaliśmy Wam o tym, że zaginęła adoptowana z naszej Fundacji Morelka. Rozwieszaliśmy ogłoszenia, prosiliśmy o udostępnianie- ale niestety bez skutku. Aż do dnia, w którym otrzymaliśmy informację, że niedaleko miejsca, w którym Morelka mieszkała, widziano niedużą, czarną kotkę. Mała płakała, miauczała do ludzi, ale bała się dać dotknąć. Wyraźnie jednak szukała kontaktu i pomocy.
Jak na sygnale, pomimo późnej pory (po godz. 23:00), udaliśmy się na wskazane miejsce, pełni nadzei, że to „nasza” Morelka. Po chwili nawoływania, odezwało się kocie dziecko, schowane pod samochodami. Gdy koteczka wychyliła się i podeszła do nas- pojawiły się wątpliwości.. to raczej nie kotka, której szukaliśmy, gorąco wierząc, że żyje i że się odnajdzie. Nie mogliśmy jednak malucha zostawić. Borówka prosiła o pomoc, pomimo strachu i niepewności.
Głodna, bez problemu sama weszła do transporterka, jak tylko znalazło się w nim coś do jedzenia.
Po dojechaniu do Mruczarni, by ostatecznie się upewnić- sprawdziliśmy, czy kotka ma chip. Nie miała. Morelki nie odnaleźliśmy do tej pory, ale za to udało nam się uratować inne kocie istnienie.
Borówka była wygłodzona- od razu rzuciła się do miseczki z karmą i jadła zachłannie. Dotykana, patrzyła nam w oczy swoimi dużymi ze strachu, czarnymi ślepiami, by po chwili rozmruczeć się i wtulać w głaszczącą dłoń.
Następnego dnia została obejrzana przez weterynarza, który ocenił kotkę na ok. 5 miesięcy. Została odpchlona i odrobaczona.
W kolejnych kilku dniach kotka miała drobne problemy zdrowotne- zapewne spowodowane stresem, zmianą diety.
W tej chwili Borówka wciąż jest trochę wycofana i lękliwa, ale przy odrobinie cierpliwości rozluźnia się i relaksuje, ciesząc i mrucząc podczas głaskania i noszenia na rękach. Liczymy na to, że towarzystwo innych kociaków pomoże jej całkiem się otworzyć.