Parchatek nie chciał się oswoić, więc wrócił pod opiekę swojej karmicielki.
Nie dbał o ból z rozkrwawionych ran, o stłuczenia, o gile z ropą kapiące z nosa, o ledwo widzące oczy. Testosteron kazał mu bić się z wszystkimi napotkanymi kocurami i włazić na wszystkie napotkane kocice.
Parchatek ma około 5 lat, chociaż „z twarzy” wygląda na staruszka. Do takiego stanu doprowadziła go niczym nieskrępowana wolność oraz ocean testosteronu, który zalewał go nieprzerwanie od momentu, kiedy Parchatek skończył 5 miesięcy. Te tak wielbione przez niektórych jąderka sprawiły, że Parchatek latał po mieście jak poparzony, nie zważając na ryzyko.
Genialnie pomyślane… Matka Natura spisuje się na medal.
Szkoda tylko, że Parchatek jakiś taki… niemrawy.
Kocur ma infekcję górnych dróg oddechowych, oczy nie dość, że zalane ropą, to do tego pełne blizn i uszkodzeń. Jedno oko – słabiej, ale widzi, zaś drugie – teraz prawie zupełnie ślepe, może jeszcze uda się naprawić operacyjnie, jednak lekarz nie daje nam pewności.
Oprócz tego pchły, kleszcze, pasożyty. Gorączka, rany na ciele i uszach. Pełnia szczęścia. ☹
Zbieramy na leczenie Parchatka i na operację oka. Parchatek w klatce odpoczywa. Śpi przez większość czasu, a oczy otwiera tylko, gdy napełniamy miseczkę. Parchatek nie przepuści żadnego posiłku. Zjada wszystko bardzo zachłannie aż do ostatniego okruszka.