Dotychczas doskonale dawał sobie radę. Był najgroźniejszym i najsilniejszym kocurem w stadzie. Jako jedyny nie dał się złapać na kastrację. Zawsze pierwszy stawał do walki, zawsze pierwszy wyniuchał zbliżającego się człowieka, a gdy zwietrzył niebezpieczeństwo – pierwszy dawał sygnał do ucieczki,. Zmysły i instynkty na najwyższym poziomie. Reszta kotów schodziła mu z drogi, a ludzie praktycznie nie widywali…
Mieszkał w piwnicy, wchodził i wychodził oknami, kocie towarzystwo w piwnicy i na dworze dopisywało, człowieka omijał szerokim łukiem… Król życia.
Aż tu nagle, pewnego upalnego dnia, w piwnicy pojawiło się dużo ludzi, zrobił się hałas i zamieszanie. ON przezornie zaszył się jeszcze bardziej niż zwykle w piwnicznych czeluściach. Nie wiedział, że to był ostatni moment, by zwiać. Kiedy się uspokoiło, kiedy nastała tak upragniona cisza, wyszedł na piwniczny korytarz i… nie było żadnego innego kota. Wszyscy gdzieś zniknęli, tylko on został. Zupełnie sam. Szybko wskoczył na rurę, sięgnął łapkami do okienka, a tu ścianka jakaś z drutu. Pobiegł do drugiego – to samo… Trzecie, czwarte okienko… Wszystkie jakby zamurowane!
No i tak został – uwięziony. Nikt nawet nie wiedział, że jakiś kot z tych zamieszkujących piwniczne zakamarki, nie uciekł podczas zakładania krat w oknach. Szczęście w nieszczęściu, po kilku dniach dostrzegł go dozorca bloku. Postawił miskę z wodą i próbował pokazać, gdzie drzwi. Lecz ON nie wiedział co to drzwi, ON całe życie okienkiem…
Kocur był bardzo głodny i przerażony. Nie rozumiał co się stało. Co jakiś czas sprawdzał, czy któreś okienko już działa. Wskakiwał, niuchał przy kracie, łapą popychał i… nic…
Nam udało się go złapać w klatkę łapkę przy drugim podejściu. Pierwszego dnia byłyśmy pewne, że go nie ma albo, że już umarł z głodu. Bardzo zmartwiła nas znaleziona, napoczęta trutka na szczury. Nie miałyśmy i nadal nie mamy pewności kto ją napoczął. Bo nadjedzonego, martwego szczura znalazł podobno pan dozorca…
W lecznicy okazało się, że ten król piwnicy, to względnie młody, niekastrowany kocur. Niestety ma infekcję oczu i górnych dróg oddechowych, na ciele – liczne rany odniesione zapewne podczas bójek z innymi kotami oraz wydrapane do krwi miejsca, gdyż armia pcheł, mieszkająca na nim, nie próżnowała. Ze strachem wypatrujemy też jakichkolwiek oznak podtrucia, bo nie wiemy na pewno czy to on nadgryzł truciznę, czy szczur lub czy szczur, którego pojadł, nie był nią zatruty…
Kocur jest przerażony, nie wychodzi z transportera. Przeczekuje.
Spółdzielnia obiecała wygospodarować miejsce na budki dla wolno żyjących kotów wysiedlonych z piwnicy. Koty zamieszkały i rozmnażały się w piwnicy przez pewnego, delikatnie mówiąc: nieodpowiedzialnego pana, o którym już tu pisaliśmy.
Kilka miesięcy temu złapaliśmy tam 17 zwierząt. A rok wcześniej mieliśmy stąd Tegan, potrąconą przez samochód. Wszystkie koty zostały wyleczone i zamieszkały w Mruczarni. Niestety domki znalazły dotychczas tylko cztery dorosłe: Tegan, Mitra, Nilek i Gucia oraz trzy maluszki: Savana, Dżodżo i Elba, a musimy zabierać stamtąd następne, bo sytuacja między spółdzielnią, a kotami robi się coraz bardziej napięta.
A gdzie jest, pan który rozkręcił ten koci horror w swoim bloku? W mieszkaniu. Stary, chory, bezsilny i bezradny wobec krzywdy zwierząt, które podobno kiedyś kochał. Rodzina pana oczywiście kotów nie chce znać i umywa ręce od całej sytuacji.
Jeśli chcecie i możecie, wesprzyjcie nas w opiece nad chorym bezdomniakiem. Będziemy wdzięczni za każdą pomoc.
Fundacja Przytul Kota
Kotarbińskiego 19 (jest to adres korespondencyjny, nie jest to adres Mruczarni)
91-163 Łódź
KRS: 0000582607
Konto: 92 1140 2004 0000 3102 7591 7098
IBAN: PL92 1140 2004 0000 3102 7591 7098
SWIFT: BREXPLPWMBK
PayPal: https://www.paypal.me/fundacjaprzytulkota
tytułem: dla kocura z piwnicy