Data publikacji: 25.06.2020
Liam był największy, najsilniejszy i najbardziej odważny z Balbinek. Pokazywał reszcie zgrai, że nie trzeba się bać, że można się bawić, wspinać i ganiać ogonki. Jako pierwszy z całej czwórki zaczął mruczeć przy głaskaniu, jako pierwszy próbował wskrabywać się na nasze ręce, najgłośniej nawoływał, domagając się naszej uwagi i obecności.
Jednak Liama już nie ma.
Nie miauczy, nie szaleje, nie prycha na Freddiego, który za mocno złapał go za nogę podczas kotłowania.
Liam umarł na panleukopenię.
Z dnia na dzień w jego ciałku było mniej życia. Ten silny, energiczny kotek z godziny na godzinę zrobił się lekki jak piórko, wątły jak szmaciana laleczka, obojętny na otoczenie. Gdy czuł że jesteśmy blisko, gdy chciał się z nami przywitać, a nie miał sił by się podnieść, mruczał słabiutko z zamkniętymi oczami.
Robiliśmy wszystko, co w naszej mocy, lecz okazało się, że to za mało, by go ocalić.