Data publikacji: 09.06.2020
Fibi to dziki kotek, kotek który po kilku latach w Mruczarni daje się dotknąć tylko wybranym osobom, lecz codzienne podawanie tabletek w jej przypadku jest wykluczone. Dlatego, by wyleczyć katar, z którym zmagała się od pewnego czasu, zabraliśmy ją do Kocimiętki i zostawiliśmy na kilka nocek w klatce.
Jak łatwo się domyślić, pobyt w lecznicy nie przypadł jej do gustu. Dziki duszek zamknięty w bardzo ograniczonej przestrzeni cierpiał katusze, więc skróciliśmy jej te wywczasy do niezbędnego minimum. Katar wyleczony, paszcza naprawiona, badania krwi – zrobione… No i właśnie tu się zaczyna problem główny.
Fibi ma chore nerki, jednakże kroplówki lub codzienne podawanie leków nie wchodzą w grę. Oczywiście moglibyśmy ją zostawić w klatce i codziennie wszystko aplikować, udając że nie słyszymy tych jej syków, warków i błagalnych miauknięć… Lecz zwyczajnie nie chcemy jej męczyć. Tym bardziej, że stres związany z długotrwałym leczeniem, wykończy ją szybciej, niż sama choroba
Odwieźliśmy koteczkę do Mruczarni, którą ona po tylu latach tu spędzonych, traktuje jak swój domek. Fibi czuje się tutaj swobodnie, tu się odpręża, z ciekawością zagląda nam do wiaderka z wodą lub próbuje czmychnąć do kuchni, przez uchylone drzwi.
Podejrzewamy, że kicia zostanie z nami już do końca swoich dni, lecz jakoś w ogóle nam to nie przeszkadza. ❤