Szanta

Szanta doczekała sie własnego M, a oto jej historia:

Ma niecały rok. Samochody mijają ją z hukiem. Im większy – tym więcej hałasu i silniejszy podmuch spalin uderza w biało-czarną kupkę futra na poboczu. Ona, nie zważając na nic, stara się iść dalej. Iść! Dobre sobie! „Iść” to ona mogła kiedyś. Teraz w najlepszym wypadku podskakuje, a coraz częściej – pełznie po brudnej, usychającej trawie. Chyba myśli, że uda się jej oddalić od tego piekła. Tego huku, smrodu i strachu. Przednia łapa bardzo przeszkadza: plącze się, po ziemi ciągnie, haka podstawia. Ona boi się, jak jeszcze nigdy się nie bała. Boi się śmierci. Ale i tak kica, potyka się, przewraca, wstaje i brnie dalej. Reszta nóg nie ma już siły, by ciągle od nowa podnosić i próbować nieść udręczone ciałko. W brzuchu od kilku dni pusto, w pyszczku – sucho, w głowie – przerażenie.
Szantę znaleziono przy trasie w Ozorkowie pod Łodzią. Leżała w trawie, a raczej właśnie
próbowała się zbierać by dalej iść. Wykończona, głodna, obolała. Szanta ma uszkodzony splot barkowy w przedniej łapce. Zanik mięśni w obrębie tej łaputy świadczy o tym, że wisi ona od co najmniej kilkunastu dni. Brak w niej jakichkolwiek odruchów, które dawałyby nadzieję na możliwość uruchomienia jej na nowo. Łapka musi zostać amputowana. Oprócz tego kotka ma na ciele pełno strupów, infekcję dróg oddechowych, straszliwą biegunkę, świerzb, podwyższone enzymy wątrobowe oraz anemię. Dwa ostatnie to pewnie wynik przebytej głodówki, na skutek niemożności powrotu do miski lub śmietnika, w którym się kiedyś stołowała.
Szantę pogryzł pies, potrącił samochód albo nie wiadomo co. Wiadomo natomiast, że łapki
nie da się ocalić.
Szanta jest oswojona. Uwielbia ludzi. Ufa, że nie zrobimy jej nic złego.