Czym się zajmujemy
Naszym celem jest niesienie pomocy, ochrona oraz poprawa warunków bytowania kotów wolno żyjących, bezdomnych, najbardziej skrzywdzonych, porzuconych i niechcianych. Działamy na zasadach wolontariatu, całkowicie charytatywnie w oparciu o hojność darczyńców. Współpracujemy z ludźmi, którym los bezdomnych zwierząt nie jest obojętny. Poszukujemy ciepłych i bezpiecznych domów oraz odpowiedzialnych opiekunów dla naszych podopiecznych.
Wdrażamy program kontroli kotów wolno żyjących, uważając go za najbardziej efektywny i humanitarny sposób ograniczania liczby bezdomnych i niechcianych zwierząt. Wspieramy również karmicieli w opiece nad kotami wolno żyjącymi, tj. w sterylizacjach, pokarmie dla kotów oraz budowaniu budek. Tworzymy domy tymczasowe we własnych mieszkaniach oraz prowadzimy miejsce specjalne – Mruczarnię, czyli namiastkę domu, bezpieczną przystań, w której koty czekają na tego jedynego, wymarzonego człowieka.
Kochamy koty i szczególną uwagę poświęcamy właśnie nim, ale nie zapominamy o żadnym innym zwierzęciu potrzebującym pomocy.
„……… Zwierzę, jako istota żyjąca, zdolna do odczuwania cierpienia, nie jest rzeczą.
Człowiek jest mu winien poszanowanie, ochronę i opiekę…..” Art.1 Ustawa o Ochronie Zwierząt
Jak pomagamy
Dom tymczasowy to taki przystanek na drodze do szczęścia. To człowiek, który podzieli się chwilowo swoim miejscem na ziemi i przejmie opiekę nad potrzebującym zwierzęciem do czasu stałej adopcji.
Domy tymczasowe tworzymy we własnych mieszkaniach. Przyjmujemy pod swój dach zwierzaka, karmimy go, leczymy, socjalizujemy, uczymy, że człowiek może być dobry i obiecujemy znaleźć najlepszy dom na świecie. A gdy już taki dom się znajdzie – mimo łez i niejednokrotnie złamanego serca – oddajemy swojego tymczasowego lokatora. Bo inne czekają.
„Adopcja (łac. adoptio), przysposobienie, usynowienie – forma przyjęcia do rodziny osoby obcej, stwarzająca stosunek podobny do pokrewieństwa.”
Słowo budzące zgorszenie wśród osób, które traktują zwierzęta przedmiotowo. Bo zwierzę nie jest ludzkim dzieckiem, nie jest osobą. Ale jak inaczej nazwać przyjęcie pod swój dach psa czy kota po to, aby go kochać i być przez niego kochanym? aby żyć z nim dzień po dniu, zaspokajać jego potrzeby, dbać o niego, w razie potrzeby leczyć, a kiedy nadejdzie jego czas – pozwolić mu odejść godnie i bez bólu?
Dlatego nazywamy to adopcją. I tym się zajmujemy. Szukamy dla naszych podopiecznych ludzi, którzy zapewnią im godne i szczęśliwe życie, w zamian otrzymując czasem wcale niełatwą kocią miłość.
Staramy się, aby człowiek i zwierzę odnaleźli się wzajemnie pod względem charakteru, sposobu bycia, szczególnych potrzeb.Jeśli więc zdarzy się, że wolontariusz będzie odradzał adopcję wybranego przez Was kota – nie znaczy to, że z radością nie powierzy Wam innego futrzaka. Naszym zadaniem jest poznać podopiecznych i w miarę możliwości „dopasować” go do przyszłego domu. Nie wydamy wariującego kociaka do starszej osoby, której mieszkanie pełne jest bibelotów, a ona sama ceni sobie spokój i ciszę. Nie damy nieśmiałego, wymagającego cierpliwości kota do domu z dwójką małych dzieci ani kota pogryzionego kiedyś przez psa do pasjonatów owczarków. Bo wtedy wszyscy będą zawiedzeni i nieszczęśliwi, a nie o to chodzi w adopcji…
Sterylizacja, a właściwie kastracja, to pozbawienie zwierzęcia wewnętrznych narządów płciowych, czyli jajników i macicy u samic oraz jąder u samców. Choć kastracja zwierząt wciąż jeszcze ma swoich zagorzałych przeciwników jest to jedyny naprawdę skuteczny i humanitarny sposób ograniczenia populacji niechcianych zwierząt, której wielkość w chwili obecnej jest po prostu przerażająca. Żadne „pilnowanie kotki” czy środki antykoncepcyjne nie dają pewności ochrony przed rozmnażaniem (o innych aspektach tych sposobów zapobiegania ciąży napiszemy w innym dziale).
Wbrew niektórym opiniom zabieg wykonuje się w pełnym znieczuleniu (pod narkozą), zwierzęta zostają zaopatrzone po zabiegu w odpowiednią dawkę antybiotyków i leków przeciwbólowych. I to wszystko. Nie mają poczucia „straty męskości”, nie „tęsknią za macierzyństwem”, nie rozważają „co by było gdyby”. Po powrocie w ramiona opiekuna nie czują nic, prócz szczęścia, że już są ze swoim człowiekiem i nie muszą dłużej czekać w gabinecie weterynaryjnym.
Są też koty wolno żyjące.Dla nich kastracja to często zabieg ratujący życie – choroby roznoszone w czasie walk o samicę i w trakcie aktu kopulacji, wyczerpanie po wielokrotnych ciążach i porodach, często zagrażające życiu ropomacicze, wreszcie kocięta… ginące pod kołami samochodów, z rąk zwyrodnialców, z wyżartymi przez koci katar oczami. Czyż nie lepiej, aby po prosu nigdy się nie urodziły?
Wszystko to obliguje nas do bezwzględnej kastracji kotów pod naszą opieką, zarówno tych do adopcji jak i wolno żyjących. Nie dajemy przyzwolenia na rozmnażanie zwierząt nierasowych.