Cała czwórka kociaków mruczy już we własnych domkach. A poniżej ich historia:
Kilka dni temu pod naszą opiekę trafiły cztery około 4 miesięczne kociaki. Rodzeństwo przeżyło zimę dzięki mamie, która dzielnie się nimi opiekowała, ukrywając przed mrozem i światem. Jednak z czasem kocięta potrzebowały coraz więcej jedzonka, którego kocica nie mogła im zapewnić. Prawdopodobnie dlatego, gdy tylko na dworze zrobiło się wystarczająco ciepło, przyprowadziła dzieciaki na skraj szkolnego boiska, w pobliże miejsca karmienia kotów wolno żyjących. Jakby wiedziała, że to właśnie tu znajdzie pomoc dla swoich zakatarzonych dzieci. Nie myliła się. Chore kocięta szybko wypatrzyła nasza wolontariuszka, która zorganizowała akcję wyłapywania rodzinki. Niestety, kocia mama zniknęła, zanim zdążyliśmy ją schwytać na kastrację. Mamy nadzieję, że wkrótce wróci w miejsce karmienia, byśmy mogli ją zawieźć do weterynarza na zabieg.
Maluchy natychmiast trafiły do lecznicy. Próbowały wyglądać bardzo groźnie, lecz nas bardziej przeraził świerzb w ich uszach, niż wyszczerzone ząbki i najeżone grzbiety. Przed nimi leczenie chorych nosków i uszek. Dwa warczące stworki już następnego dnia zamieniły się w słodkie, mruczące przytulanki. Mamy nadzieję, że pozostała dwójeczka, zapatrzy się na rodzeństwo i ich strach przed człowiekiem szybko zniknie.