Data publikacji: 13.08.2024
Długo zastanawialiśmy się, czy opisywać Wam historię Tiko, gdyż próżno w niej szukać happy-endu… Chociaż powinniśmy doskonale wiedzieć, że niekiedy na ratunek jest zbyt późno – po tylu latach działania nadal nie potrafimy pogodzić się z niesprawiedliwością… i obojętnością. ☹️
Tiko szedł jezdnią. Zabiedzony, poraniony, pokiereszowany… 😭 Chociaż widziała go niejedna para oczu, chociaż minął go niejeden kierowca i niejeden przechodzień – tylko jedna osoba zareagowała. Tylko Pani Ewa miała w sobie tyle człowieczeństwa i odwagi, by pochwycić to wycieńczone stworzenie i zabrać do samochodu. 🥺 Pani Ewa nie miała ani kontenerka, ani pudełka, ani choćby kawałka koca, ale miała to, czego zabrakło innym: poczucie, że życie tej istoty może zależeć tylko od niej.
Tiko miał muszycę. 😖 Wyobrażacie sobie mieć larwy much pod skórą? Wyobrażacie sobie jaki świąd, ból i pieczenie powodują…? W okolicach kości krzyżowej kręgosłupa miał rozległą ranę – możliwe, że powstałą w wyniku pogryzienia przez inne zwierzę. Może przez psa, może przez lisa… Pokiereszowany kocur nie miał czucia w ogonie. Planowaliśmy go amputować po ustabilizowaniu Tiko. A zważywszy na początek mocznicy i niewydolności wątroby… było co stabilizować. 😢
Tiko musiał mieć założony cewnik, ponieważ na USG było widać jedynie przepełniony pęcherz, który przysłaniał obraz innych narządów. Niezwłocznie zrobiliśmy RTG w zewnętrznej lecznicy. Diagnoza? Przerwany rdzeń kręgowy i rozdęcie okrężnicy, ponadto stwierdzono brak odruchu skurczu zwieracza odbytu. Tico nie oddawał moczu i kału samodzielnie.
Kocur został zalekowany, Pani Ewa pokryła wszystkie koszty diagnostyki i leczenia Tiko, a my zaoferowaliśmy przejęcie dalszej opieki nad tym biedakiem. Chcieliśmy go wyleczyć, chcieliśmy wynagrodzić w dwójnasób każde zaznane cierpienie. Chcieliśmy podarować mu drugie życie: domowego, oswojonego kota.
Chociaż nasza Pani Doktor dwoiła się i troiła – Tiko nie reagował na podawane lekarstwa, a jego stan pogarszał się z godziny na godzinę. By nie przedłużać pasma bólu i cierpienia – zdecydowaliśmy się pomóc mu odejść. Chociaż decyzja o eutanazji nigdy nie jest łatwa, w przypadku Tiko powinno być prościej… Wiedzieliśmy, że nie reaguje na leczenie. Wiedzieliśmy, że jego stan jest bardzo, ale to bardzo zły. Chociaż wiedzieliśmy to wszystko – wcale nie było prościej. 💔
Z ogromnym bólem i poczuciem niesprawiedliwości pożegnaliśmy Tiko.
Kochani, opisując tę historię, nie chcemy Was prosić ani o datek, ani o wsparcie zbiórki. Chcemy się podzielić żalem i podziękować Pani Ewie za wszystko, co zrobiła dla zabiedzonego stworzenia, którego nie chciał zauważyć nikt inny.
Chcemy Wam pokazać, że Kocimiętka jest cichą bohaterką naszej fundacji. Do gabinetu potrafi trafić nawet kilku kocich rozbitków w tygodniu. Są to koty chore, najczęściej dzikie i bardzo trudno obsługiwalne lub w ogóle nieobsługiwalne, nad którymi pieczę sprawuje nasza Pani Doktor. Chociaż bardzo byśmy chcieli, nie jesteśmy w stanie napisać o większości wolno żyjących pacjentów Kocimiętki – brakuje nam na to mocy przerobowych. Jednak niektóre historie nie powinny zostać zapomniane – takie, jak historia Tiko.
Żegnaj, dzielny wojowniku. 😿