Biszkopt

Rudzielec zamieszkał we własnym domku! Oto historia Biszkopta…

Biszkopcik nie ma jeszcze roku. Szacujemy, że urodził się na początku zeszłego lata. Jak spędził dotychczasowe 11 miesięcy swojego życia? Na to pytanie mógłby odpowiedzieć wyłącznie sam zainteresowany. My możemy jedynie domniemywać, że nie zaznał krzywdy z rąk człowieka, może nawet miał jakiegoś, który się nim opiekował, bo gdy ok. 1,5 miesiąca temu dołączył do stada bezdomniaczków, które w centrum łódzkich Bałut dokarmia Pani Henia, z miejsca dał się poznać jako przyjazny, ufny i kontaktowy kocurek.

Początkowo pojawiał się co kilka dni, ale nawet taki młodzieniaszek szybko zaskoczył, że pod tym adresem dobrze i regularnie karmią, toteż uznał, że warto trzymać się takiej miejscówki. Pani Henia martwiła się jednak, że to ufne, beztroskie stworzonko, może sobie nie poradzić na ulicy, a że sama nie mogła przyjąć Biszkopta do swojego domu, postanowiliśmy wkroczyć do akcji i przejąć opiekę nad kocurkiem.
Rzecz jasna, nie był ani wykastrowany, ani zachipowany. Ot, kolejny ładny kotek, który może komuś uciekł, ale czym tu się martwić, w końcu świat pełen jest ładnych, młodych kotków i można sobie na szybko skombinować kolejnego, prawda?

Ale ten rozdział życia Biszkopt ma już za sobą, ponieważ my dołożymy wszelkich starań, by trafił do odpowiedzialnego domu, gdzie znajdzie masę miłości i właściwą opiekę.

Nim to jednak nastąpi, Biszkopcik musi przejść rutynowe badania i zabiegi. Przeprowadziliśmy już zabieg kastracji. Wyniki na FIV/FeLV wyszły ujemne. Pozbyliśmy się kleszczy, które zamieszkiwały futerko Biszkopcika. Czekają nas jeszcze badania krwi i USG jamy brzusznej, ale wszystko wskazuje na to, że kotek jest zdrowy i po zakończeniu obowiązkowej kwarantanny, będzie mógł przenieść się do Mruczarni i zamieszkać wśród pozostałych młodzików. Wiemy, że tam będzie znacznie szczęśliwszy, niż w klatce, w której obecnie przebywa. Biszkopt ewidentnie nie znosi małych pomieszczeń, ograniczających jego swobodę. Zadrapania na nosku, które widzicie na zdjęciach, to efekt jego walki z transporterkiem, w którym do nas przyjechał…