Nena wyzdrowiała i znalazła domek! Oto historia biedulki…
Nena zniknęła na kilka tygodni 😿. Karmiciel myślał, że już po niej. Że nie wróci, bo coś jej się stało 😔. Czasem tak jest, bo życie kotów wolno żyjących to nieustanna walka o przetrwanie 🤕. Ale nie tym razem.
Ona wróciła i padła gdzieś pod krzakiem. Mimo że całe życie była półdzikuskiem i stroniła od kontaktu z ludźmi, teraz pozwoliła się wziąć na ręce. Chyba rozumiała, że albo człowiek… albo śmierć. Albo już w ogóle nic nie myślała 💔.
Rozległa rana dookoła szyi musiała powodować niewyobrażalny ból. Każdy ruch łebkiem, każde przełknięcie śliny, każdy krok oznaczał cierpienie. Strupy odrywały się od skóry przy najmniejszym napięciu udręczonego ciałka. O bieganiu, skakaniu czy przeciąganiu się… mowy nie było. Jak jeść, jak znajdywać pokarm, jak w ogóle oddychać z czymś takim?
Odwodnienie, wycieńczenie oraz krwisto-ropna wydzielina z nosa zaschnięta na kształt jakiegoś podłoża świadczą o tym, że ona zwyczajnie padła i czekała na śmierć. Zastygła w jednej pozycji, byle głową nie ruszać, byle nie cierpieć już dłużej.
Znalazł ją karmiciel. Chcielibyśmy napisać, że uratował jej życie, jednak nie wiemy, czy to życie zdołamy ocalić 😔. Nena dostaje antybiotyki i lekarstwa przeciwbólowe, ranę ma czyszczoną i opatrywaną. Dostała także lekarstwo na pasożyty, by zmniejszyć ewentualne swędzenie skóry.
Zapytacie pewnie, co jej się stało… Szyja wygląda, jakby zraniona ciasnym sznurkiem, noszonym przez wiele dni, jednak to tylko nasze domysły 😟. Nie wiemy, kto ewentualnie ją uwolnił. Kto pozwolił jej wrócić do karmiciela. Nie wiemy praktycznie nic. Widzimy jedynie jej cierpienie, strach i zmęczenie.