Data publikacji: 28.01.2022
Jojo spędzi w kociarni całe życie — tak myśleliśmy, gdy do nas trafił. Nie dość, że był typowym dzikuskiem, który na wstępie zdemolował gabinet lekarski, próbując wydostać się z opresji, to na dodatek — brakowało mu tylnej nóżki (Prawdopodobnie ktoś mu ją odgryzł lub Jojo brał udział w jakimś straszliwym i bardzo bolesnym wypadku). Przyjęliśmy go, bo wiedzieliśmy, że bez jednej łapy, nawet największy twardziel długo na dworze nie pożyje.
No i był. Tygodniami schowany za fotelami, pod kocami, zawsze w pobliżu jakiegoś ciemnego kąta.
Aż któregoś dnia wykicał z ukrycia, by popatrzeć na nasze zabawy z innymi kotami. Z tygodnia na tydzień skracał dystans, widywaliśmy go coraz częściej i z mniejszej odległości. Coraz częściej bawił się z nami, podglądał, obwąchiwał nasze kapcie, gdy myślał, że go nie widzimy… A w końcu, ten niepozorny, niepełnosprawny burasek rozkochał w sobie cudownych ludzi, którym nie straszna była ani jego „dzika” natura ani — brak łapki. I poszedł Jojo „na swoje”, a nam się łezka wzruszenia w oku kręciła.
Historia Joja to jedna z wielu, które nosimy w naszych sercach i pamięci.
Twój jeden procent pomaga nam poprawiać życie bezdomnych kotów. Pomaga czynić je bardziej znośnym.
Podaruj Twój 1% podopiecznym Fundacji Przytul Kota i razem odmieniajmy koci los!
KRS: 0000582607